Dziś pierwszy bardzo ważny Trilog (Parlament Europejski, Rada Unii Europejskiej, Komisja Europejska) w sprawie Europejskich Zielonych Obligacji, gdzie jestem kontrsprawozdawczynią.
Stanowisko PE w kształcie, w jakim zostało przyjęte w komisji ECON i stało się podstawą negocjacji z Komisją i Radą – wykracza daleko poza pierwotny kształt i pierwotną ideę zielonych obligacji. Koncepcja była bardzo prosta i korzystna dla emitentów: pozwalając na przejrzyste komunikowanie ich zobowiązań, nie stanowiła zagrożenia dla innych zielonych obligacji działających na rynku oraz zwiększała przejrzystość procedury kontroli zewnętrznej. Niestety, kształt rozporządzenia proponowany przez parlamentarną większość jest diametralnie różny.
Po pierwsze – zakres został mocno rozszerzony: podczas gdy propozycja Komisji (i stanowisko Rady) dotyczy jedynie ustanowienia konkretnego standardu EuGB, wersja parlamentarna odnosi się dodatkowo do dwóch innych kategorii: „obligacji zrównoważona środowiskowo” i „obligacji związanych ze zrównoważonym rozwojem”.
Obie te kategorie NIE MAJĄ statusu EuGB – a więc intencją Parlamentu jest tutaj regulowanie statusu obligacji emitowanych zgodnie z innymi standardami – na co nie wyrażamy zgody.
Uważam, że funkcjonowanie wielu różnych standardów na rynku nie jest problemem i to rynek powinien zweryfikować prawdziwą wartość takich obligacji.
Ponadto wersja przyjęta przez Parlament dyskryminuje inwestycje w energetykę jądrową i gaz – poprzez przepisy o konieczności wskazania proporcji przychodów z obligacji przeznaczonych na nie. To bezzasadne. Standard EuGB powinien bez wyjątków odnosić się do wymogów Taksonomii.
Za punkt wyjścia powinniśmy przyjąć o wiele bardziej realistyczne stanowisko Rady, które wręcz upraszcza (a nie rozbudowuje) wymogi proponowane przez Komisję i czyni z instrumentu EuGB wartościowy i pożyteczny dla rynków instrument.