Unijna gospodarka nigdy nie stanie się bardziej konkurencyjna na rynku światowym, jeśli na rynku wewnętrznym będziemy zakłócać konkurencję i sztucznie ją regulować❗️
Jeżeli uważamy, że dla dobra „zielonej transformacji” trzeba wspierać „zielone technologie” – to róbmy to poprzez wsparcie badań, ułatwień i zachęt dla wynalazców oraz poprzez fiskalne zachęty dla konsumentów.
Tylko w ten sposób możemy zachować równowagę i uniknąć zakłóceń na jednolitym rynku. Pomoc publiczna, pod pretekstem wsparcia dla „zielonej gospodarki” kierowana bezpośrednio do poszczególnych podmiotów, zawsze ostatecznie trafia jedynie do tych największych i najsilniejszych – co nie tylko zaburza konkurencję, ale stanowi przeszkodę dla prawdziwych innowacji, prowadzi do faworyzowania jednych technologii kosztem innych.
Ukierunkowana pomoc publiczna jest potrzebna tam, gdzie chodzi o infrastrukturę krytyczną czy przyspieszenie strategicznych inwestycji. Jednak nie powinno się jej traktować jako sposobu na „wymuszenie” zielonej transformacji – ani panaceum na ożywienie gospodarcze.
Jest też dodatkowy, bardzo ważny – a przemilczany na co dzień – aspekt polityki konkurencyjności: aspekt narodowy. Poszczególne państwa mają określony profil swoich gospodarek. Dlatego wspieranie określonych gałęzi – nawet w największej zgodzie z unijnymi priorytetami – zawsze będzie korzystne dla niektórych (zwykle najsilniejszych) państw, a niekorzystne dla innych.
Obserwujemy dzisiaj wyraźny zwrot w kierunku protekcjonizmu. Usiłując znaleźć odpowiedź na amerykańską ustawę o redukcji inflacji – powinniśmy jednak pamiętać, że w wielonarodowej i zróżnicowanej gospodarczo Europie podobne rozwiązania zawsze będą niesprawiedliwe: korzystne dla jednych, a krzywdzące dla innych Państw Członkowskich.